Ujrzał tedy Antoni
O teczkach, podobnie jak o wszystkim w tym kraju, postanowił Okrągły Stół i jego córka Magdalenka.
I rzekł Okrągły do Antoniego: Do wszystkich teczek możesz zaglądać, ale do tych, co ty wiesz, a ja rozumiem – ani mi się waż, są tam bowiem wiadomości dobrego i złego, i którego dnia w nie zajrzysz, fotel ministerialny utracisz i śmiercią polityczną umrzesz. Potem, jak powszechnie wiadomo, stworzył Okrągły wszelkie zwierzęta, składające się na polskie zoo.
A Korwin-Muszka chytrszy był nad inne zwierzęta polityczno-parlamentarne i rzekł do Antoniego: Czemu nie miałbyś zajrzeć do każdej teczki? Któremu odpowiedział Antoni: Do teczek zaglądamy, ale do tych, które są w środku archiwum MSW, zaglądać nam nie wolno, abyśmy się snadź nie wykopyrtnęli, bo tak nam Okrągły nakazuje. I rzekł Korwin-Muszka do Antoniego: Żadną miarą się nie wykopyrtniecie. Bo wie Okrągły, że któregokolwiek dnia teczki otworzycie, otworzą się i oczy wasze, i będziecie jako Okrągły, wiedząc dobre i złe.
Ujrzał tedy Antoni, że dobre były teczki ku otwieraniu i do oglądania rozkoszne, tedy oglądał je, a Tywonkowi dawał. I otworzyły się oczy Antoniego, i poznał, co nie trzeba, w całej bezwstydnej nagości. I poznawszy począł zszywać listki figowe, aby co bardziej nieprzystojną bezwstydność zasłonić.
I posłyszał Antoni głos Adama przechadzającego się po zoo na wiatrku ze wschodu: Przeczżeś to uczynił, kiedy ci Okrągły zakazał? A i Korwin-Muszka usłyszał głos, a był to głos Prezesa: Iżeś to uczynił, przeklętyś między zoologiem i położę między tobą a nim tego lojala, któregoś po 13 grudnia podpisał. Po ziemi się czołgać będziesz, a procentowego progu normalnej ordynacji nie przekroczysz.
Odrzekł atoli Antoni, któren był mąż sprawiedliwy i doskonały w rodzajach swoich: Napełniona jest Rzeczpospolita nieprawością i widzę ją skażoną, przeto wytracę nieprawości one, korab uczynię, a zabiorę nań wszystkiego po parze, wyjąwszy oczywiście PZPR i stronnictwa sojusznicze wraz z młodzieżowymi przybudówkami jakoż i mi wszelkimi.
Aliści rejwach się podniósł ogromny i cały nim zoolog ogamion, czasy dziś bowiem zgoła nie biblijne i każdy bydlak może się powoływać na prawa zwierzaka i obywatela, co jest zupełnie logiczne, bo w czasach, kiedy Nilowi-Fieldorfowi strzelali w tył głowy albo ks. Popiełuszce przywiązywali kamulki do nóg, żadne prawa człowieka tutaj nie obowiązywały, w szczególności wobec przeciwników jedynie słusznego ustroju, dzisiaj zaś obowiązują, przeto zabójców ks. Jerzego trzeba powypuszczać na wolność, a do gen. Jaruzelskiego ustawić w kolejce po autograf, wyrażając mu wdzięczność, że nie zastrzelił Macierewicza, bo przecież mógł zastrzelić, a wtedy w/w Macierewicz nie byłby żadnym ministrem, a już w szczególności spraw wewnętrznych.
Zasługi W. Jaruzelskiego są przeto nieogarnione i taki Macierewicz w gruncie rzeczy i tak nigdy się generałowi nie wypłaci, a odmawianie mu miejsca w narodowej arce jest w tych ciężkich czasach po prostu świadectwem małości ducha. Co więcej, Macierewicz okazuje się przy tym niedoukiem, nie znającym choćby twierdzenia Gödla tyczącego niezupełności: oto bowiem żadna weryfikacja nie jest możliwa, skoro nie ma sposobu zweryfikowania weryfikatorów, o czym doskonale wiedzieli starożytni Rzymianie, którzy dali owemu przekonaniu wyraz w dramatycznym pytaniu quis custodiet ipsos custodes, co zresztą w gruncie rzeczy sprowadza się do Archimedesa i dostrzeżonego przezeń braku dostatecznie stałego punktu, na którym można by się oprzeć zaczynając jakiekolwiek weryfikacje.
„U nas adin czestnoj czeławiek, a i tot swinia” – krzyczą przeciwnicy otwierania teczek przedstawiając się niewątpliwie w gorszym świetle, niżby należało, bo przecież jako żywo nie wszyscy donosili. To był tylko ideał, mrzonka i czysty woluntaryzm, który zresztą stał się przyczyną nieprzyjemnego upadku najbardziej naukowego z ustrojów.
Chłopaki się rzeczywiście starali przerobić wszystkich na donosicieli, ale właśnie to się nie udało, rodzi się więc pytanie: w imię czego mielibyśmy żyć w przekonaniu, że wszyscy byliśmy ubekami?
5 czerwca 1992
« Walc Jan, Prawa człowieka i ubeka, 5 czerwca 1992, Życie Warszawy,, cykl felietonów : Nie do życia, przedruk : Jan Walc, "Ja tu tylko sprzątam" Warszawa 1995